XXw
Z Lidzbark.org
Chronologia
|
Wspomnienia stycznia 1945
W mieszkaniu pani Liedtke zakwaterowano dwie rodziny, które uciekając przed armią radziecką nie mogły udać się dalej na zachód ponieważ drogi w kierunku Ornety były przepełnione. Część z nich wracała, bo wiedziała, że ich ucieczka nie ma sensu. W nocy z 30 na 31 stycznia nikt nie opuszczał mieszkania: lidzbarski rynek za zwyczaj pełen życia był ciemny i pusty. W środku nocy dwie potężne eksplozje, że aż tyn się ze ścian sypał: to radziecka artyleria strzela bez celu i opamiętania trafiając zarazem "Centralhotel" - największy skład alkoholu w mieście.
Następnego dnia o 5.30 w centrum miasta pojawili się pierwsi żołnierze. Chodzili po domach krzycząc: "Uhri, Uhri, Ring, Ring!" ("Zegarki, zegarki, pierścionki, pierścionki!") Trzech z nich dotarł do piwnicy, w której tę noc spędziła pani Liedtke z mieszkańcami domu. Te mongolskie wywołały już od pierwszego momentu strach u bezbronnych kobiet. (Najważniejsze o radzieckich żołnierzach już wtedy wiedziano - że mają tylko trzy cele: zwycięstwo, rabunek i gwałt.) Pracująca w tym domu dziewczyna z Ukrainy - Vera - wstawiła się za mieszkańcami budynku. Powiedziała szczerze, że czuła się u nich dobrze i są to dobrzy ludzie. Wiedziała, że za najmniejszą skargę grozi im okrutne męczeństwo. Za to świadectwo podarowano im nie tylko życie: Rosjanie pili, śpiewali i tańczyli z ich rodziną, podczas gdy inni przez dwa następujące dni ukrywali kobiety, dziewczęta lub resztki jedzenia przed wrogiem - płacąc za to nieraz życiem... W poszukiwaniu ukrytych bogactw Rosjanie niszczyli wszystkie możliwe przedmioty: rozrywali nawet pierzyny i wyrywali deski z podłóg.
Rodzina Liedtke postanowiła opuścić swój dom w centrum miasta i udać się do żłobka Sióstr Katarzynek. Zanim tam dotarli napotkali na grupę sowjetów. Ci kazali stanąć im twarzą do ściany, po czym odbezpieczali karabiny. Kobiety sięgały wzajemnie po ręce, żegnając się po cichu z najbliższymi i własnym życiem. Po paru sekundach żołnierze opuszczali broń i śmiali się z drżących ze strachu i zimna cywilów. Takie sytuacje można było napotkać na rogu każdej z ulic. Dotarłszy do owego żłobka żadna z kobiet nie miała szans wobec takiej liczby "wyzwolicieli". Siostry zakonne próbowały dodać otuchy odmawiając na głos różaniec. Pani Liedtke skryła się pod stołem, przy którym siedziały siostry. Dzięki temu jako jedna z niewielu nie zaznała krzywdy.
Kolejną noc jej rodzina spędziła we własnym mieszkaniu. Ukrainka była dla Rosjan nieocenionym dobrem: znała oba języki i Lidzbark. Zabierano ją zatem na wyprawy rabunkowe, gdzie musiała tłumaczyć żądania żołnierzy. 4. lutego wróciła bardzo zasmucona do mieszkania państwa Liedtke. Pytana o powód wyznała: "Rosyjski żołnierz zły, chce podpalić dziś wieczór całe miasto."
Tego samego wieczoru siedząc w ciemnościach (elektrownia była już zniszczona) rodzina pani Gisela ujrzała za oknem jasny płomień. Hotel Perk znajdujący się w pobliżu stanął nagle w płomieniach. Parę godzin później płonęło w różnych częściach miasta. Stare budynki przy ulicy Neustadt (najstarsza cześć ówczesnego Lidzbarka) spłonęły najszybciej. Eksplozje pojemników z benzyną i spirytusem w drogeriach i aptekach przerywały całą noc głos płomieni, zapadających się budynków i krzyków cierpiących ludzi. "Tego strasznego i okropnego wspomnienia, jakie pozostawiło we mnie to płonące miasto, nigdy nie zapomnę."
wg. Gisela Liedtke: Die letzten Tage in Heilsberg w Heimatbrief für den Kreis Heilsberg Nr. 1/1992